Miłosz Biedrzycki
Pesmi
iz poljščine prevedla Jana Unuk
gruzełki światła, cukrowy groszek w przecięciach powietrza
lot czerwonych, żółtych, zielonych, fioletowych odprysków
przestrzeni. znam tylko cztery słowa, aerozol planet,
życie równikowe. trwa budowa katedr na drgającej kropli gazu.
czas kiedy powtarzam cztery dźwięki, póki krab czerwone
słońce bokiem nie wwierci się w piasek. póki ostatni raz
nie zatrzepoce i nie rozpierzchnie się w popiół. jestem
lodowo biały, łamię tęcze. mam na sobie cztery słowa,
podłużne łezki, ochronną pietruszkę jak żołnierze PRL-u.
jestem tyłem jaskini, jaskrawo zimne igły krople wzdłuż
kręgów. blask jest tłem. mętne czerwone światło bombarduje.
ptak, jestem ciemną watą w kartonowym pudle. chwila
kiedy podrzucony kamień czasu zawisa – ja wyciąga się w pręty
ja: podobnie bezruch jest złudą. ściany rozsuną się. płomień.
grudice svetlobe, sladki grah v urezih zraka
let rdečih, rumenih, zelenih, vijoličnih odkruškov
prostora. poznam samo štiri besede, aerosol planetov,
ekvatorialno življenje. poteka gradnja katedral na drgetavi kaplji plina.
čas ko ponavljam štiri zvoke, dokler se rakovica rdeče
sonce postrani ne zarije v pesek. dokler še zadnjič
ne zaprhuta in se ne razsipa v pepel. ledeno
bel sem, prelamljam mavrico. na sebi imam štiri besede,
podolžne solzice, maskirno uniformo kot vojaki LRPja
zaledje votline sem, jarko mrzle igle kaplje vzdolž
vretenc. na ozadju sijaja. motna rdeča svetloba bombardira.
ptič, temna vata v kartonasti škatli sem. trenutek
ko kvišku zagnani kamen časa obstoji – jaz se razteguje v palice jaza:
baje je negibnost iluzija. stene se bojo razmaknile. plamen.
Co ja mogę do państwa powiedzieć
Co ja mogę do państwa powiedzieć.
To nie jest naturalna sytuacja.
Ludzie w ten sposób nie rozmawiają ze sobą na ulicy.
Z okna autobusu widać inne napisy na przystanku,
z okna samochodu inne. Chudy grubego nie zrozumie,
jego zadyszki i kłopotów z kupowaniem ubrań.
A zanim wielki się obkurczy,
po małym nie zostanie śladu.
Jechać przez zadymkę, przez mgłę jak przez tunel,
wypatrywać świata w odchuchanym skrawku szyby.
Jechać przez burzę piaskową przewalającą się
w poprzek równoleżnika.
Ludzie tak do siebie nie mówią. Kiedy mają okazję,
raczej zaciskają na sobie zęby, ramiona, ubrania, należności.
Jechać przez faliste płachty deszczu
z pytajnikiem zamiast głowy.
Z hiszpańskim odwróconym pytajnikiem
otwierającym zdanie, drogę w tunelu z szadzi.
Z kropką w punkcie zbiegu równoległych linii –
Kaj bi vam lahko rekel
Kaj bi vam lahko rekel.
To ni naravna situacija.
Ljudje se na ulici ne pogovarjajo tako.
Z okna avtobusa se vidijo eni napisi na postajališču,
z okna avtomobila drugi. Suhi debelega ne more razumeti,
njegove zasopihanosti in težav z nakupom oblačil.
Ampak preden se bo veliki skrčil,
o malem ne bo več ne duha ne sluha.
Pelješ se skozi metež, skozi meglo kot skozi tunel,
oprezaš za svetom v izhukanem koščku šipe.
Pelješ se skozi peščeni vihar ki se vali
povprek čez vzporednik.
Ljudje ne govorijo med sabo tako. Kadar imajo priliko,
drug drugemu stiskajo zobe, roke, obleko, terjatve.
Pelješ se skozi valujoče plahte dežja
z vprašajem namesto glave.
S španskim obrnjenim vprašajem,
ki začenja stavek, pot po tunelu iz ivja.
S piko v bežišču vzporednic –
Sofostrofa
Przychodzę do ciebie, rozwinięty jak bąbelnica.
Przelobowujesz mnie swoją piłką.
Tylko ambicja wystaje mi jak kabłąk i łączy
z siatką elektryczną, sufitem dla samochodzików.
Przelobowujesz mnie swoją piłką. Nie jest słupem,
nie jest wieżą, nie łączy chmur z zakurzonym placem,
pyłem w powietrzu, wślizgami w piasku i żwirze.
Widzieć i czuć, jaśniej i więcej, w wieży
poziomej, przenośnej, łączącej
nogi z głowami. O świcie
otwiera się tunel, mówisz, podpływa ryba.
Co to za ryba, co pływa tunelami?
Czy może się popsuć od głowy? Nóg? Pleców?
Tunel, mówisz, przelobowujesz
mnie, wślizgi –
Sofostrofa
Prihajam k tebi, razvit kot portugalska ladjica.
Žogo mi poženeš visoko nad glavo.
Samo ambicija štrli iz mene kakor kljuka in me povezuje
z električnim omrežjem, stropom za avtomobilčke.
Žogo mi poženeš visoko nad glavo. Ni steber,
ni stolp, ne povezuje oblakov z zaprašenim igriščem,
prahom v zraku, izbijanja na pesku in gramozu.
Videti in čutiti, svetleje in več, v prenosnem
horizontalnem stolpu, ki povezuje
noge z glavami. Ob svitu
se odpre tunel, rečeš, priplava riba.
Kakšna riba je to, da plava po tunelih?
Ali se lahko pokvari pri glavi? Nogah? Hrbtu?
Tunel, rečeš, poženeš mi
nad glavo, izbijanja
Może
Suche patyki, ciernie, może stara tektura: podpałka.
Niebo narastające od wschodu
było dziś ostentacyjnie puste.
Wyobrażałem sobie, że wzdłuż drogi
stoją porozstawiane meksykańskie kaktusy.
Ale nie było żadnych kaktusów.
Nie miałem nawet kawałka draski,
żeby w nagłym przypadku rozniecić ogień.
Chyba bardziej cię kocham niż lubię,
nie wiem do końca, jak można lubić
ostre i wystające części, które mnie
krają od środka na paski. Albo inaczej:
lubię cię i szanuję, ale musiałbym przeżyć
jakieś chyba przejęzyczenie duchowe,
żeby jeszcze raz ci zaufać.
Co sobie oczywiście wmawiam, bo będę ci ufać
zaraz i zawsze. Tyle się tego pyłu
nawbijało do filtru powietrza:
miał być kremowy jak ściana, jest ciemnoszary
jak skóra nieodzywającego się słonia,
całego w pomrukach zakrytego morza.
Mogoče
Suho dračje, trnje, mogoče star karton: netivo.
Nebo ki narašča od vzhoda
je bilo danes ostentativno prazno.
Predstavljal sem si, da so vzdolž ceste
razpostavljeni mehiški kaktusi.
Ampak nobenih kaktusov ni bilo.
Še koščka rdečega fosforja nisem imel,
da bi v nujnem primeru zanetil ogenj.
Najbrž te bolj ljubim, kot maram,
ne vem čisto prav, kako je mogoče marati
ostre in štrleče dele, ki me
od znotraj režejo na jermene. Ali drugače:
maram te in spoštujem, toda najbrž bi moral
preživeti kak duhovni jezikovni spodrsljaj
da bi ti še enkrat zaupal.
Kar si seveda sam dopovedujem, saj ti bom zaupal
takoj in zmeraj. Toliko tega prahu
se je nabralo v zračnem filtru:
bil naj bi bež kot stena, pa je temnosiv
kot koža molčečega slona,
celega v bobnenju zakritega morja.
Krótki powiew
Dosyć to niespodziewane – kiedy mówisz do mnie
przez telefon i w tej samej chwili owiewa mnie twój zapach.
Chociaż siedzisz w pociągu, daleko stąd.
Z każdą chwilą
pociąg przemieszcza się po torze, z punktu A do punktu B.
I ładnie zabrzmiałoby, gdybym powiedział, że z każdą chwilą
bardziej czuję twój zapach przez telefon.
Ale to trwa
tylko przez chwilę. Jak szkwał.
Kratek piš
To je precej nepričakovano – da govoriš z mano
po telefonu in me istočasno obdaja tvoj vonj.
Čeprav sediš na vlaku, daleč proč.
Vsak hip
se vlak premakne po tiru, s točke A na točko B.
In lepo bi bilo slišati, če bi rekel, da vsak hip
bolj čutim tvoj vonj po telefonu.
Ampak to traja
samo za hip. Kot sunek burje.
Komety
Nasze trajektorie przybliżyły się i tyle.
Możemy wrócić do wymiany żarcików
i świeżych wiadomości meteorologicznych.
Chociaż przyćmiło mnie, kiedy zobaczyłem,
jak odchyla cię to, co naprawdę chciałem powiedzieć.
Dziś w nocy śniłem, że wracam do hotelu w Kairze,
i nie do Hiltona, tylko jednego z tych
niedoszorowanych hotelików w dzielnicy Maʿadi.
Powietrze z zawieszonymi drobinami hałasu i skwaru.
Osiadającymi na rzeczach, natychmiast przemieniającymi się
w patynę wieków. Łodzie na Nilu powiewające żaglami
ze spatynowanym napisem „Pepsi”. Ciemność
jakby ktoś pstryknął przełącznik. W jednej chwili orszak weselny
ogarnia ekstazą trąbek i bębnów całą ulicę.
W Meteorach mnisi zjeżdżają na linach
z koszykami po chleb. Meteor wpada, nie w mnichów,
w dinozaury i dziwne opancerzone ryby. Może być, że wszystko
jest dla ludzi.
Kometa
Najini tirnici sta se približali, to je vse.
Lahko se vrneva k izmenjavi štosov
in svežim vremenskim poročilom.
Čeprav sem mrknil, ko sem videl,
kako te zanaša stran to, kar sem v resnici hotel povedati.
Danes ponoči sem sanjal, da se vračam v hotel v Kairu,
in to ne v Hilton, ampak v enega od tistih
ne prav snažnih hotelčkov v četrti Maʿadi.
Zrak z lebdečimi drobci hrupa in pripeke.
Ki se posedajo po stvareh, se pri priči spreminjajo
v patino stoletij. Barke na Nilu ki lopotajo z jadri
s patiniranim napisom Pepsi. Tema,
kot da bi kdo šklocnil na stikalo. Naenkrat svatbeni sprevod
ovije vso ulico z ekstazo trobent in bobnov.
V Meteori se menihi po vrveh spuščajo
s košarami po kruh. Meteor trešči, ne v menihe,
v dinozavre in čudne oklepljene ribe. Že mogoče,
da je vse to človeku v prid.
Jesteś przestrzenią, jesteś gekonem
jesteś przestrzenią, jesteś gekonem
jesteś wszystkim tylko nie prostotą i spokojem
pod parasolkami zasnuwasz niebo
pod półtajnym numerem rozsuwasz story
co zrobić z takim wynalazkiem?
zacząć od piłeczki do ping-ponga, od obcasów?
bulgoce i wre pod pokrywką
mija wrzesień, poranki chrzęszczą, to samo
utytłany czy nieutulony
wkręcałbym się w odspojone warstwy
w komorze bezechowej
spadałbym jak suchy liść.
Prostor si, gekon si
prostor si, gekon si
vse si samo ne preprostost in mir
pod dežniki zagrinjaš nebo
na napol tajni številki razgrinjaš zastore
kaj narediti s takšnim izumom?
začeti s pingpong žogico, z visokimi petami?
pod pokrovom brbota in vre
mineva september, jutra hreščijo, vseeno
ali zapacan ali cagav
bi se vrinil med odlepljajoče se sloje
v neodmevnem prostoru
bi padal kot suh list.
Pach! pach! pach! korowód dziadków
pach! pach! pach! korowód dziadków
na wilgotnej ścieżce wzdłuż działek.
glina i piach przesiąknięty, namuły
dawno już przywłaszczyły sobie to miejsce.
asfalt tylko dla zasady prześwieca, spod spodu
udaje miasto. te przestrzenie pokawałkowane
oczkami siatki są naprawdę jednym pokojem,
wspólnym. możliwości skomunikowania się
nieziemskie, nieziemskie. Wojtek czeka
tylko jeszcze na telefon wielokomórkowy, z jamą
chłonąco-trawiącą.
Pok! pok! pok! povorka dedkov
pok! pok! pok! povorka dedkov
po vlažni stezi vzdolž parcel.
glina, premočen pesek in mulj
so si že zdavnaj prilastili ta kraj.
asfalt samo iz principa sveti skozi, od spodaj
hlini mesto. te parcele, razkosane
z okenci mreže, so v resnici ena sama
skupna soba. možnosti navezave stika so
nezemske, nezemske. Wojtek čaka
samo še na mnogocelični telefon,
z gastrovaskularno votlino.
14
…potrzaskany krajobraz – jakby był nakręcony gdzie indziej
i na bluboksie wkluczowany w puste miejsce za oknem,
niedokładnie.
dalekie syreny wyją, autoalarmy ćwierkaniem żegnają
odchodzących panów. kciuk upału wyciska powietrze
spomiędzy nieba i samochodowych dachów w korku.
liście robinii w tym świetle znienacka odwracają się
srebrną stroną i wyskakują w górę jako ryby.
kanciasty wirujący, spadający, zbliżający się kształt
trzeba by zeskanować osobno i zrobić szparowanie
klatka po klatce. dopóki w trzydziestej godzinie montażu
ktoś nie zauważy, że najważniejsza twarz,
migająca tylko przez chwilę, ale najważniejsza
ma źrenice pokryte napisami w odwrotną stronę…
14
… raztreščena pokrajina – kot da bi bila posneta kje drugje
in čez moder ekran nenatančno vstavljena na prazni prostor
za oknom,
daljne sirene tulijo, avtoalarmi se s čivkanjem poslavljajo
od odhajajočih gospodarjev. palec vročine iztiska zrak
izmed neba in avtomobilskih streh v prometnem zastoju.
listi robinije se v tej svetlobi iznenada preobrnejo
na srebrno stran in se poganjajo kvišku, spremenjene v ribe.
oglato, vrtečo se, padajočo, bližajočo se obliko
bi bilo treba poskenirati posebej in kader za kadrom
narediti izreze. dokler ne bo v trideseti uri montaže
kdo opazil, da ima najpomembnejši obraz,
ki samo za hip pomiglja, ampak je najpomembnejši,
zenice prekrite v zrcalni pisavi …
3 cienie
robotnicza dzielnica, dziewczyny
przygaszone cieniem fabryk pod powiekami.
albo próbują się nie dać: kładą kolorowe cienie
od zewnątrz, rozjaśniają spojrzenie
świta. białe na czarnym, miękko
osiada świeży śnieg na zleżałym.
co z tego może zostać za dziesięć lat.
w jaki sposób mogę pomóc politykom. chcieliby mieć gotowe
frazy, formuły, nad ręką trzymającą srebrne nożyce
opadającą na szarfę. oni, i przedsiębiorcy
w trzecim pokoleniu, z uleżanym frakiem.
cichej większości wystarczy niewiele: powiedzieć im
co widzą, kiedy widzą padający śnieg,
psa pijącego wodę z kałuży. potem będą gotowi
iść za to na kaemy. potem autobus, jedna po drugiej
dziewczyny schwycą poręcz i będą piąć się
po stopniach. zmęczone cienie opadną, potem podniosą się
z oczu.
3 sence
delavska četrt, punce
ugašajoče od sence fabrik pod vekami.
toda poskušajo se ne dati: polagajo barvaste sence
od zunaj, razsvetljujejo pogled
dani se. belo na črnem, sveži sneg
mehko prekriva uležanega.
kaj od tega lahko ostane čez deset let.
kako lahko pomagam politikom. radi bi imeli izgotovljene
fraze, obrazce, nad roko ki drži srebrne škarje
in se spušča na trak. oni, in podjetniki
iz tretje generacije, z brezhibnim frakom.
tihi večini zadošča malo: da jim poveš
kaj vidijo, kadar vidijo padati sneg,
psa ki pije vodo iz luže. potem bodo pripravljeni
korakati za to na mitraljeze. potem avtobus, druga za drugo
bodo punce zgrabile držaj in se vzpenjale
po stopnicah. utrujene sence se bodo spustile, se potem dvignile
z oči.
Wojna
Wojna! Szturm na eurodolarze.
Czarna i niespokojna noc obrońców
eurozłotego. Zawierucha unosi chmarę
punktów bazowych, płatków popiołu.
Dziesięć procent komórek mojego ciała
to moje ciało. Reszta to ciało bakterii.
Sto milionów bakterii
na centymetrze kwadratowym skóry.
Kiedy podaję ci rękę,
moje i twoje bakterie dotykają się.
Kiedy głaszczę bakterie na twoich piersiach,
czy cieszą się tak samo, jak my?
Liczne państwo na każdym
centymetrze kwadratowym skóry.
Mojej? Czyjej. Podobno na Romanie Ingardenie
wychowały się pokolenia literaturoznawców polskich.
Aż boję się myśleć o pokoleniach, zajmujących pozycję krótką
na kontynencie mojego policzka.
Dobrze, że nie kupowałem miedzi!
Vojna
Vojna! Juriš na evrodolarju.
Črna in nemirna noč branilcev
evrozlota. Metež dviga roj
bazičnih točk, kosmičev pepela.
Deset odstotkov celic mojega telesa
je moje telo. Preostanek je telo bakterij.
Sto milijonov bakterij
na kvadratnem centimetru kože.
Ko ti podam roko,
se moje in tvoje bakterije dotaknejo.
Ko božam bakterije na tvojih prsih,
ali so tega vesele enako kot midva?
Prenaseljena država na vsakem
kvadratnem centimetru kože.
Moje? Čigave. Baje so na Romanu Ingardnu
zrasle generacije poljskih literarnih znanstvenikov.
Kar strah me je pomisliti na generacije, ki zasedajo prodajo na kratko
na kontinentu mojega lica.
Še dobro, da nisem kupoval bakra!
Wieże rafinerii
Nad wodą ciemną wysokie wieże
oszołamiają w kłębach z syku.
Chorągiew z gazy? Płomień na kominie!
Girlandy świateł, miasto gotowe
do zamieszkania przez małych
ropolubnych wieżowczan.
Rano, nad wodą jasną
rozmyte krawędzie, wyblakłe rury,
dusze wieżowczan suszą się na drutach.
Stolpi rafinerije
Nad temno vodo visoki stolpi
osupljajo v štrenah iz sičanja.
Prapor iz gaze? Plamen na dimniku!
Girlande luči, mesto pripravljeno,
da ga naselijo mali
naftoljubni stolpčani.
Zjutraj, ob svetli vodi
razmazani robovi, obledele cevi,
duše stolpovcev se sušijo na žicah.
Goa
Gdzie tylko przyłożyć rękę, zostawiałeś wyżłobione
runy. Na podziw pokoleniom. Jak portyki Nabatejczyków.
A ja: niezborna uporczywość mżawki. Ręka rysująca rękę,
w środku pusta kropka. Nie chciało być inaczej.
Topologia nie puszcza. Filiżanka z uchem, z dwojgiem uszu,
z siedmioma jak w Królewcu. Zapnij kłódkę na Tumskim,
nadaj telegram do wszystkich, bejb w uszatych czapkach,
siedemnastu Jezusów w różnym wieku. Piłujących, strugających,
ciosających w warsztacie u starego. Wyrzezani: Ojciec i Książę wyciągają
ramiona. Na honorowej warcie. Tańczą Łowiczanie. Przed samym
sezonem dostawimy jeszcze sporo więcej, mówi pani opiekująca się.
To ilu Ich będzie, znaczy? Trzydziestu sześciu?
Już sami z siebie wystarczyliby, żeby świat nie przestał istnieć.
Halo, bozon Higgsa, panu już podziękujemy, zwrot przedpłaty proszę przelać
na miseczkę prosa dla Darfuru. A teraz mówisz, że Goa
wyobrażałeś sobie razem ze mną? Muszę to przemyśleć. Zatyka mnie.
Goa
Kjerkoli roka zatipa, si puščal izklesane
rune. Da bi občudovali rodovi. Kot portike Nabatejcev.
Jaz pa: nezvezna vztrajnost pršavice. Roka ki riše roko,
notri prazna pika. Ni hotelo biti drugače.
Topologija ne pusti. Skodelica z ročem, z dvema ročema,
s sedmimi kot v Königsbergu. Pripni ključavnico na Tumski most,
pošlji telegram vsem, bejbam v kapah z ušesi,
sedemnajstim Jezusom v različni starosti. Ki žagajo, strugajo,
tešejo v delavnici pri ta starem. Izrezljana: Oče in Princ iztegujeta
roke. Na častni straži. Plešejo Łowičani. Tik pred
sezono jih bomo dostavili še precej več, reče ženska, ki je pristojna.
Koliko Jih pa bo, potemtakem? Šestintrideset?
Že sami po sebi bi zadoščali, da ne bi nehal obstajati svet.
Halo, Higgsov bozon, zdaj lahko greste, vračilo predplačila prosim nakažite
za skodelico prosa za Darfur. Zdaj pa praviš, da si si Goo
predstavljal, kot da sem bil zraven? To moram premisliti. Jemlje mi dih.
Porumbescu na karaoke qawwali
Szukałem cię w kościołach,
szukałem cię w burdelach.
Szukałem cię w mordowniach,
szukałem na salonach.
Jesteś niepojęta.
Nie jesteś człowiekiem.
Jesteś częścią ciała.
Kiedy wciskałaś mi się pomiędzy
dziąsło i policzek.
Kiedy wciskałaś się między
pasek od spodni i plecy.
A potem nie odezwałaś się
przez cztery miesiące.
Wszechobecna nigdzie.
Sama swoją zasłoną.
Nie zaliczasz się do ludzkości.
Część większa od całości.
Jesteś niepojęta.
Porumbescu na qawwali karaokah
Iskal sem te v cerkvah,
iskal sem te v bordelih.
Iskal sem te v beznicah,
iskal v salonih.
Nedoumljiva si.
Nisi človek.
Del telesa si.
Ko si se mi rinila med
dlesni in lice.
Ko si se rinila med
pas na hlačah in hrbet.
Potem pa se štiri mesece
nisi oglasila.
Vsenavzoča nikjer.
Sama svoja tančica.
Nisi človek.
Del večji od celote.
Nedoumljiva si.
Dotyk
Pierwsze przełączniki dotykowe?
W radiach RADMOR z górnej półki
w sklepie ZURT. (Babcia mówiła
„zurit”, jakby z perska, nie wiem, dlaczego).
Potem w niektórych windach
w nowych blokach, tyle, że tam
szybko się psuły i trzeba było
zmieniać z powrotem na plastikowe
guziki. Które z kolei ktoś potem
nieodmiennie podpalał zapalniczką.
Też w sumie nie wiem, dlaczego.
Aż zostawały same czarne kratery i smugi.
Dziwiliśmy się z kolegami: „Jak to?
żeby sam dotyk mógł wyłączać i włączać?”
Wiedzieliśmy tyle o obwodach.
Dotyk nie mieścił nam się w głowach.
Muskasz mnie i bezpowrotnie
przestrajasz na swoją falę. Myślałem,
że tyle wiem. Oto są schody, bezsilny
wspinam się pod twoje drzwi.
Dotik
Prva stikala na dotik?
V radiih RADMOR z najvišje police
v trgovini ZURT. (Babica je govorila
„zurit”, kot po perzijsko, ne vem zakaj.)
Potem v nekaterih dvigalih
v novih blokih, samo da so se tam
hitro kvarila in jih je bilo treba
zopet zamenjati s plastičnimi
gumbi. Ki jih je potem spet nekdo
stalno žgal z vžigalnikom.
V bistvu tudi ne vem zakaj.
Dokler niso ostale samo črne vdolbine in proge.
S prijatelji smo se čudili: „Kako to?
da bi sam dotik lahko izklapljal in vklapljal?”
Veliko smo vedeli o električnih vezjih.
Dotik nismo mogli dojeti.
Bežno me pogladiš in me nepreklicno
nastavljaš na svojo valovno dolžino. Mislil sem,
da veliko vem. Tu so stopnice, nemočen
se vzpenjam pred tvoja vrata.