Miłosz Biedrzycki – Pesmi

 

                                                                                                                            Miłosz Biedrzycki

 

                                                                                                                                       Pesmi

 

                                                                                                              iz poljščine prevedla Jana Unuk

 

 

 

 

 

gruzełki światła, cukrowy groszek w przecięciach powietrza

lot czerwonych, żółtych, zielonych, fioletowych odprysków

przestrzeni. znam tylko cztery słowa, aerozol planet,

życie równikowe. trwa budowa katedr na drgającej kropli gazu.

 

czas kiedy powtarzam cztery dźwięki, póki krab czerwone

słońce bokiem nie wwierci się w piasek. póki ostatni raz

nie zatrzepoce i nie rozpierzchnie się w popiół. jestem

lodowo biały, łamię tęcze. mam na sobie cztery słowa,

 

podłużne łezki, ochronną pietruszkę jak żołnierze PRL-u.

jestem tyłem jaskini, jaskrawo zimne igły krople wzdłuż

kręgów. blask jest tłem. mętne czerwone światło bombarduje.

 

ptak, jestem ciemną watą w kartonowym pudle. chwila

kiedy podrzucony kamień czasu zawisa – ja wyciąga się w pręty

ja: podobnie bezruch jest złudą. ściany rozsuną się. płomień.

 

 

 

 

grudice svetlobe, sladki grah v urezih zraka

let rdečih, rumenih, zelenih, vijoličnih odkruškov

prostora. poznam samo štiri besede, aerosol planetov,

ekvatorialno življenje. poteka gradnja katedral na drgetavi kaplji plina.

 

čas ko ponavljam štiri zvoke, dokler se rakovica rdeče

sonce postrani ne zarije v pesek. dokler še zadnjič

ne zaprhuta in se ne razsipa v pepel. ledeno

bel sem, prelamljam mavrico. na sebi imam štiri besede,

 

podolžne solzice, maskirno uniformo kot vojaki LRPja

zaledje votline sem, jarko mrzle igle kaplje vzdolž

vretenc. na ozadju sijaja. motna rdeča svetloba bombardira.

 

ptič, temna vata v kartonasti škatli sem. trenutek

ko kvišku zagnani kamen časa obstoji – jaz se razteguje v palice jaza:

baje je negibnost iluzija. stene se bojo razmaknile. plamen.

 

 

 

 

 

Co ja mogę do państwa powiedzieć

 

Co ja mogę do państwa powiedzieć.

To nie jest naturalna sytuacja.

Ludzie w ten sposób nie rozmawiają ze sobą na ulicy.

Z okna autobusu widać inne napisy na przystanku,

z okna samochodu inne. Chudy grubego nie zrozumie,

jego zadyszki i kłopotów z kupowaniem ubrań.

A zanim wielki się obkurczy,

po małym nie zostanie śladu.

Jechać przez zadymkę, przez mgłę jak przez tunel,

wypatrywać świata w odchuchanym skrawku szyby.

Jechać przez burzę piaskową przewalającą się

w poprzek równoleżnika.

Ludzie tak do siebie nie mówią. Kiedy mają okazję,

raczej zaciskają na sobie zęby, ramiona, ubrania, należności.

Jechać przez faliste płachty deszczu

z pytajnikiem zamiast głowy.

Z hiszpańskim odwróconym pytajnikiem

otwierającym zdanie, drogę w tunelu z szadzi.

Z kropką w punkcie zbiegu równoległych linii –

 

 

 

 

 

Kaj bi vam lahko rekel

 

Kaj bi vam lahko rekel.

To ni naravna situacija.

Ljudje se na ulici ne pogovarjajo tako.

Z okna avtobusa se vidijo eni napisi na postajališču,

z okna avtomobila drugi. Suhi debelega ne more razumeti,

njegove zasopihanosti in težav z nakupom oblačil.

Ampak preden se bo veliki skrčil,

o malem ne bo več ne duha ne sluha.

Pelješ se skozi metež, skozi meglo kot skozi tunel,

oprezaš za svetom v izhukanem koščku šipe.

Pelješ se skozi peščeni vihar ki se vali

povprek čez vzporednik.

Ljudje ne govorijo med sabo tako. Kadar imajo priliko,

drug drugemu stiskajo zobe, roke, obleko, terjatve.

Pelješ se skozi valujoče plahte dežja

z vprašajem namesto glave.

S španskim obrnjenim vprašajem,

ki začenja stavek, pot po tunelu iz ivja.

S piko v bežišču vzporednic –

 

 

 

 

 

Sofostrofa

 

Przychodzę do ciebie, rozwinięty jak bąbelnica.

Przelobowujesz mnie swoją piłką.

Tylko ambicja wystaje mi jak kabłąk i łączy

z siatką elektryczną, sufitem dla samochodzików.

Przelobowujesz mnie swoją piłką. Nie jest słupem,

 

nie jest wieżą, nie łączy chmur z zakurzonym placem,

pyłem w powietrzu, wślizgami w piasku i żwirze.

Widzieć i czuć, jaśniej i więcej, w wieży

poziomej, przenośnej, łączącej

nogi z głowami. O świcie

 

otwiera się tunel, mówisz, podpływa ryba.

Co to za ryba, co pływa tunelami?

Czy może się popsuć od głowy? Nóg? Pleców?

Tunel, mówisz, przelobowujesz

mnie, wślizgi –

 

 

 

 

 

Sofostrofa

 

Prihajam k tebi, razvit kot portugalska ladjica.

Žogo mi poženeš visoko nad glavo.

Samo ambicija štrli iz mene kakor kljuka in me povezuje

z električnim omrežjem, stropom za avtomobilčke.

Žogo mi poženeš visoko nad glavo. Ni steber,

 

ni stolp, ne povezuje oblakov z zaprašenim igriščem,

prahom v zraku, izbijanja na pesku in gramozu.

Videti in čutiti, svetleje in več, v prenosnem

horizontalnem stolpu, ki povezuje

noge z glavami. Ob svitu

 

se odpre tunel, rečeš, priplava riba.

Kakšna riba je to, da plava po tunelih?

Ali se lahko pokvari pri glavi? Nogah? Hrbtu?

Tunel, rečeš, poženeš mi

nad glavo, izbijanja

 

 

 

 

 

 

Może

 

Suche patyki, ciernie, może stara tektura: podpałka.

Niebo narastające od wschodu

było dziś ostentacyjnie puste.

Wyobrażałem sobie, że wzdłuż drogi

stoją porozstawiane meksykańskie kaktusy.

Ale nie było żadnych kaktusów.

Nie miałem nawet kawałka draski,

żeby w nagłym przypadku rozniecić ogień.

Chyba bardziej cię kocham niż lubię,

nie wiem do końca, jak można lubić

ostre i wystające części, które mnie

krają od środka na paski. Albo inaczej:

lubię cię i szanuję, ale musiałbym przeżyć

jakieś chyba przejęzyczenie duchowe,

żeby jeszcze raz ci zaufać.

Co sobie oczywiście wmawiam, bo będę ci ufać

zaraz i zawsze. Tyle się tego pyłu

nawbijało do filtru powietrza:

miał być kremowy jak ściana, jest ciemnoszary

jak skóra nieodzywającego się słonia,

całego w pomrukach zakrytego morza.

 

 

 

 

 

Mogoče

 

Suho dračje, trnje, mogoče star karton: netivo.

Nebo ki narašča od vzhoda

je bilo danes ostentativno prazno.

Predstavljal sem si, da so vzdolž ceste

razpostavljeni mehiški kaktusi.

Ampak nobenih kaktusov ni bilo.

Še koščka rdečega fosforja nisem imel,

da bi v nujnem primeru zanetil ogenj.

Najbrž te bolj ljubim, kot maram,

ne vem čisto prav, kako je mogoče marati

ostre in štrleče dele, ki me

od znotraj režejo na jermene. Ali drugače:

maram te in spoštujem, toda najbrž bi moral

preživeti kak duhovni jezikovni spodrsljaj

da bi ti še enkrat zaupal.

Kar si seveda sam dopovedujem, saj ti bom zaupal

takoj in zmeraj. Toliko tega prahu

se je nabralo v zračnem filtru:

bil naj bi bež kot stena, pa je temnosiv

kot koža molčečega slona,

celega v bobnenju zakritega morja.

 

 

 

 

 

Krótki powiew

 

Dosyć to niespodziewane – kiedy mówisz do mnie

przez telefon i w tej samej chwili owiewa mnie twój zapach.

Chociaż siedzisz w pociągu, daleko stąd.

Z każdą chwilą

pociąg przemieszcza się po torze, z punktu A do punktu B.

I ładnie zabrzmiałoby, gdybym powiedział, że z każdą chwilą

bardziej czuję twój zapach przez telefon.

Ale to trwa

tylko przez chwilę. Jak szkwał.

 

 

 

 

 

Kratek piš

 

To je precej nepričakovano – da govoriš z mano

po telefonu in me istočasno obdaja tvoj vonj.

Čeprav sediš na vlaku, daleč proč.

Vsak hip

se vlak premakne po tiru, s točke A na točko B.

In lepo bi bilo slišati, če bi rekel, da vsak hip

bolj čutim tvoj vonj po telefonu.

Ampak to traja

samo za hip. Kot sunek burje.

 

 

 

 

 

Komety

 

Nasze trajektorie przybliżyły się i tyle.

Możemy wrócić do wymiany żarcików

i świeżych wiadomości meteorologicznych.

Chociaż przyćmiło mnie, kiedy zobaczyłem,

jak odchyla cię to, co naprawdę chciałem powiedzieć.

Dziś w nocy śniłem, że wracam do hotelu w Kairze,

i nie do Hiltona, tylko jednego z tych

niedoszorowanych hotelików w dzielnicy Maʿadi.

Powietrze z zawieszonymi drobinami hałasu i skwaru.

Osiadającymi na rzeczach, natychmiast przemieniającymi się

w patynę wieków. Łodzie na Nilu powiewające żaglami

ze spatynowanym napisem „Pepsi”. Ciemność

jakby ktoś pstryknął przełącznik. W jednej chwili orszak weselny

ogarnia ekstazą trąbek i bębnów całą ulicę.

 

W Meteorach mnisi zjeżdżają na linach

z koszykami po chleb. Meteor wpada, nie w mnichów,

w dinozaury i dziwne opancerzone ryby. Może być, że wszystko

jest dla ludzi.

 

 

 

 

 

Kometa

 

Najini tirnici sta se približali, to je vse.

Lahko se vrneva k izmenjavi štosov

in svežim vremenskim poročilom.

Čeprav sem mrknil, ko sem videl,

kako te zanaša stran to, kar sem v resnici hotel povedati.

Danes ponoči sem sanjal, da se vračam v hotel v Kairu,

in to ne v Hilton, ampak v enega od tistih

ne prav snažnih hotelčkov v četrti Maʿadi.

Zrak z lebdečimi drobci hrupa in pripeke.

Ki se posedajo po stvareh, se pri priči spreminjajo

v patino stoletij. Barke na Nilu ki lopotajo z jadri

s patiniranim napisom Pepsi. Tema,

kot da bi kdo šklocnil na stikalo. Naenkrat svatbeni sprevod

ovije vso ulico z ekstazo trobent in bobnov.

 

V Meteori se menihi po vrveh spuščajo

s košarami po kruh. Meteor trešči, ne v menihe,

v dinozavre in čudne oklepljene ribe. Že mogoče,

da je vse to človeku v prid.

 

 

 

 

Jesteś przestrzenią, jesteś gekonem

 

jesteś przestrzenią, jesteś gekonem

jesteś wszystkim tylko nie prostotą i spokojem

 

pod parasolkami zasnuwasz niebo

pod półtajnym numerem rozsuwasz story

 

co zrobić z takim wynalazkiem?

zacząć od piłeczki do ping-ponga, od obcasów?

 

bulgoce i wre pod pokrywką

mija wrzesień, poranki chrzęszczą, to samo

 

utytłany czy nieutulony

wkręcałbym się w odspojone warstwy

 

w komorze bezechowej

spadałbym jak suchy liść.

 

 

 

 

Prostor si, gekon si

 

prostor si, gekon si

vse si samo ne preprostost in mir

 

pod dežniki zagrinjaš nebo

na napol tajni številki razgrinjaš zastore

 

kaj narediti s takšnim izumom?

začeti s pingpong žogico, z visokimi petami?

 

pod pokrovom brbota in vre

mineva september, jutra hreščijo, vseeno

 

ali zapacan ali cagav

bi se vrinil med odlepljajoče se sloje

 

v neodmevnem prostoru

bi padal kot suh list.

 

 

 

 

Pach! pach! pach! korowód dziadków

 

pach! pach! pach! korowód dziadków

na wilgotnej ścieżce wzdłuż działek.

glina i piach przesiąknięty, namuły

dawno już przywłaszczyły sobie to miejsce.

asfalt tylko dla zasady prześwieca, spod spodu

udaje miasto. te przestrzenie pokawałkowane

oczkami siatki są naprawdę jednym pokojem,

wspólnym. możliwości skomunikowania się

nieziemskie, nieziemskie. Wojtek czeka

tylko jeszcze na telefon wielokomórkowy, z jamą

chłonąco-trawiącą.

 

 

 

 

Pok! pok! pok! povorka dedkov

 

pok! pok! pok! povorka dedkov

po vlažni stezi vzdolž parcel.

glina, premočen pesek in mulj

so si že zdavnaj prilastili ta kraj.

asfalt samo iz principa sveti skozi, od spodaj

hlini mesto. te parcele, razkosane

z okenci mreže, so v resnici ena sama

skupna soba. možnosti navezave stika so

nezemske, nezemske. Wojtek čaka

samo še na mnogocelični telefon,

z gastrovaskularno votlino.

 

 

 

 

14

 

…potrzaskany krajobraz – jakby był nakręcony gdzie indziej

i na bluboksie wkluczowany w puste miejsce za oknem,

niedokładnie.

 

dalekie syreny wyją, autoalarmy ćwierkaniem żegnają

odchodzących panów. kciuk upału wyciska powietrze

spomiędzy nieba i samochodowych dachów w korku.

 

liście robinii w tym świetle znienacka odwracają się

srebrną stroną i wyskakują w górę jako ryby.

kanciasty wirujący, spadający, zbliżający się kształt

 

trzeba by zeskanować osobno i zrobić szparowanie

klatka po klatce. dopóki w trzydziestej godzinie montażu

ktoś nie zauważy, że najważniejsza twarz,

 

migająca tylko przez chwilę, ale najważniejsza

ma źrenice pokryte napisami w odwrotną stronę…

 

 

 

14

 

… raztreščena pokrajina  – kot da bi bila posneta kje drugje

in čez moder ekran nenatančno vstavljena na prazni prostor

za oknom,

 

daljne sirene tulijo, avtoalarmi se s čivkanjem poslavljajo

od odhajajočih gospodarjev. palec vročine iztiska zrak

izmed neba in avtomobilskih streh v prometnem zastoju.

 

listi robinije se v tej svetlobi iznenada preobrnejo

na srebrno stran in se poganjajo kvišku, spremenjene v ribe.

oglato, vrtečo se, padajočo, bližajočo se obliko

 

bi bilo treba poskenirati posebej in kader za kadrom

narediti izreze. dokler ne bo v trideseti uri montaže

kdo opazil, da ima najpomembnejši obraz,

 

ki samo za hip pomiglja, ampak je najpomembnejši,

zenice prekrite v zrcalni pisavi …

 

 

 

 

 

3 cienie

 

robotnicza dzielnica, dziewczyny

przygaszone cieniem fabryk pod powiekami.

albo próbują się nie dać: kładą kolorowe cienie

od zewnątrz, rozjaśniają spojrzenie

świta. białe na czarnym, miękko

osiada świeży śnieg na zleżałym.

 

co z tego może zostać za dziesięć lat.

w jaki sposób mogę pomóc politykom. chcieliby mieć gotowe

frazy, formuły, nad ręką trzymającą srebrne nożyce

opadającą na szarfę. oni, i przedsiębiorcy

w trzecim pokoleniu, z uleżanym frakiem.

cichej większości wystarczy niewiele: powiedzieć im

 

co widzą, kiedy widzą padający śnieg,

psa pijącego wodę z kałuży. potem będą gotowi

iść za to na kaemy. potem autobus, jedna po drugiej

dziewczyny schwycą poręcz i będą piąć się

po stopniach. zmęczone cienie opadną, potem podniosą się

z oczu.

 

 

 

 

3 sence

 

delavska četrt, punce

ugašajoče od sence fabrik pod vekami.

toda poskušajo se ne dati: polagajo barvaste sence

od zunaj, razsvetljujejo pogled

dani se. belo na črnem, sveži sneg

mehko prekriva uležanega.

 

kaj od tega lahko ostane čez deset let.

kako lahko pomagam politikom. radi bi imeli izgotovljene

fraze, obrazce, nad roko ki drži srebrne škarje

in se spušča na trak. oni, in podjetniki

iz tretje generacije, z brezhibnim frakom.

tihi večini zadošča malo: da jim poveš

 

kaj vidijo, kadar vidijo padati sneg,

psa ki pije vodo iz luže. potem bodo pripravljeni

korakati za to na mitraljeze. potem avtobus, druga za drugo

bodo punce zgrabile držaj in se vzpenjale

po stopnicah. utrujene sence se bodo spustile, se potem dvignile

z oči.

 

 

 

 

Wojna

 

Wojna! Szturm na eurodolarze.

Czarna i niespokojna noc obrońców

eurozłotego. Zawierucha unosi chmarę

punktów bazowych, płatków popiołu.

Dziesięć procent komórek mojego ciała

to moje ciało. Reszta to ciało bakterii.

Sto milionów bakterii

na centymetrze kwadratowym skóry.

Kiedy podaję ci rękę,

moje i twoje bakterie dotykają się.

Kiedy głaszczę bakterie na twoich piersiach,

czy cieszą się tak samo, jak my?

Liczne państwo na każdym

centymetrze kwadratowym skóry.

Mojej? Czyjej. Podobno na Romanie Ingardenie

wychowały się pokolenia literaturoznawców polskich.

Aż boję się myśleć o pokoleniach, zajmujących pozycję krótką

na kontynencie mojego policzka.

Dobrze, że nie kupowałem miedzi!

 

 

 

 

Vojna

 

Vojna! Juriš na evrodolarju.

Črna in nemirna noč branilcev

evrozlota. Metež dviga roj

bazičnih točk, kosmičev pepela.

Deset odstotkov celic mojega telesa

je moje telo. Preostanek je telo bakterij.

Sto milijonov bakterij

na kvadratnem centimetru kože.

Ko ti podam roko,

se moje in tvoje bakterije dotaknejo.

Ko božam bakterije na tvojih prsih,

ali so tega vesele enako kot midva?

Prenaseljena država na vsakem

kvadratnem centimetru kože.

Moje? Čigave. Baje so na Romanu Ingardnu

zrasle generacije poljskih literarnih znanstvenikov.

Kar strah me je pomisliti na generacije, ki zasedajo prodajo na kratko

na kontinentu mojega lica.

Še dobro, da nisem kupoval bakra!

 

 

 

 

 

Wieże rafinerii

 

Nad wodą ciemną wysokie wieże

oszołamiają w kłębach z syku.

Chorągiew z gazy? Płomień na kominie!

Girlandy świateł, miasto gotowe

do zamieszkania przez małych

ropolubnych wieżowczan.

Rano, nad wodą jasną

rozmyte krawędzie, wyblakłe rury,

dusze wieżowczan suszą się na drutach.

 

 

 

 

Stolpi rafinerije

 

Nad temno vodo visoki stolpi

osupljajo v štrenah iz sičanja.

Prapor iz gaze? Plamen na dimniku!

Girlande luči, mesto pripravljeno,

da ga naselijo mali

naftoljubni stolpčani.

Zjutraj, ob svetli vodi

razmazani robovi, obledele cevi,

duše stolpovcev se sušijo na žicah.

 

 

 

 

 

Goa

 

Gdzie tylko przyłożyć rękę, zostawiałeś wyżłobione

runy. Na podziw pokoleniom. Jak portyki Nabatejczyków.

A ja: niezborna uporczywość mżawki. Ręka rysująca rękę,

w środku pusta kropka. Nie chciało być inaczej.

Topologia nie puszcza. Filiżanka z uchem, z dwojgiem uszu,

z siedmioma jak w Królewcu. Zapnij kłódkę na Tumskim,

nadaj telegram do wszystkich, bejb w uszatych czapkach,

siedemnastu Jezusów w różnym wieku. Piłujących, strugających,

ciosających w warsztacie u starego. Wyrzezani: Ojciec i Książę wyciągają

ramiona. Na honorowej warcie. Tańczą Łowiczanie. Przed samym

sezonem dostawimy jeszcze sporo więcej, mówi pani opiekująca się.

To ilu Ich będzie, znaczy? Trzydziestu sześciu?

Już sami z siebie wystarczyliby, żeby świat nie przestał istnieć.

Halo, bozon Higgsa, panu już podziękujemy, zwrot przedpłaty proszę przelać

na miseczkę prosa dla Darfuru. A teraz mówisz, że Goa

wyobrażałeś sobie razem ze mną? Muszę to przemyśleć. Zatyka mnie.

 

 

 

 

Goa

 

Kjerkoli roka zatipa, si puščal izklesane

rune. Da bi občudovali rodovi. Kot portike Nabatejcev.

Jaz pa: nezvezna vztrajnost pršavice. Roka ki riše roko,

notri prazna pika. Ni hotelo biti drugače.

Topologija ne pusti. Skodelica z ročem, z dvema ročema,

s sedmimi kot v Königsbergu. Pripni ključavnico na Tumski most,

pošlji telegram vsem, bejbam v kapah z ušesi,

sedemnajstim Jezusom v različni starosti. Ki žagajo, strugajo,

tešejo v delavnici pri ta starem. Izrezljana: Oče in Princ iztegujeta

roke. Na častni straži. Plešejo Łowičani. Tik pred

sezono jih bomo dostavili še precej več, reče ženska, ki je pristojna.

Koliko Jih pa bo, potemtakem? Šestintrideset?

Že sami po sebi bi zadoščali, da ne bi nehal obstajati svet.

Halo, Higgsov bozon, zdaj lahko greste, vračilo predplačila prosim nakažite

za skodelico prosa za Darfur. Zdaj pa praviš, da si si Goo

predstavljal, kot da sem bil zraven? To moram premisliti. Jemlje mi dih.

 

 

 

 

 

Porumbescu na karaoke qawwali

 

Szukałem cię w kościołach,

szukałem cię w burdelach.

Szukałem cię w mordowniach,

szukałem na salonach.

Jesteś niepojęta.

 

Nie jesteś człowiekiem.

Jesteś częścią ciała.

Kiedy wciskałaś mi się pomiędzy

dziąsło i policzek.

Kiedy wciskałaś się między

pasek od spodni i plecy.

A potem nie odezwałaś się

przez cztery miesiące.

 

Wszechobecna nigdzie.

Sama swoją zasłoną.

Nie zaliczasz się do ludzkości.

Część większa od całości.

Jesteś niepojęta.

 

 

 

 

 

Porumbescu na qawwali karaokah

 

Iskal sem te v cerkvah,

iskal sem te v bordelih.

Iskal sem te v beznicah,

iskal v salonih.

Nedoumljiva si.

 

Nisi človek.

Del telesa si.

Ko si se mi rinila med

dlesni in lice.

Ko si se rinila med

pas na hlačah in hrbet.

Potem pa se štiri mesece

nisi oglasila.

 

Vsenavzoča nikjer.

Sama svoja tančica.

Nisi človek.

Del večji od celote.

Nedoumljiva si.

 

 

 

 

 

Dotyk

 

Pierwsze przełączniki dotykowe?

W radiach RADMOR z górnej półki

w sklepie ZURT. (Babcia mówiła

„zurit”, jakby z perska, nie wiem, dlaczego).

 

Potem w niektórych windach

w nowych blokach, tyle, że tam

szybko się psuły i trzeba było

zmieniać z powrotem na plastikowe

 

guziki. Które z kolei ktoś potem

nieodmiennie podpalał zapalniczką.

Też w sumie nie wiem, dlaczego.

Aż zostawały same czarne kratery i smugi.

 

Dziwiliśmy się z kolegami: „Jak to?

żeby sam dotyk mógł wyłączać i włączać?”

Wiedzieliśmy tyle o obwodach.

Dotyk nie mieścił nam się w głowach.

 

Muskasz mnie i bezpowrotnie

przestrajasz na swoją falę. Myślałem,

że tyle wiem. Oto są schody, bezsilny

wspinam się pod twoje drzwi.

 

 

 

 

Dotik

 

Prva stikala na dotik?

V radiih RADMOR z najvišje police

v trgovini ZURT. (Babica je govorila

„zurit”, kot po perzijsko, ne vem zakaj.)

 

Potem v nekaterih dvigalih

v novih blokih, samo da so se tam

hitro kvarila in jih je bilo treba

zopet zamenjati s plastičnimi

 

gumbi. Ki jih je potem spet nekdo

stalno žgal z vžigalnikom.

V bistvu tudi ne vem zakaj.

Dokler niso ostale samo črne vdolbine in proge.

 

S prijatelji smo se čudili: „Kako to?

da bi sam dotik lahko izklapljal in vklapljal?”

Veliko smo vedeli o električnih vezjih.

Dotik nismo mogli dojeti.

 

Bežno me pogladiš in me nepreklicno

nastavljaš na svojo valovno dolžino. Mislil sem,

da veliko vem. Tu so stopnice, nemočen

se vzpenjam pred tvoja vrata.

 

Prejšnji prispevekKolumna – Le ceneri di Gramsci
Naslednji prispevekKolumna – Besi